Nie ma wątpliwości: Marlena Wilbik jest już klasykiem polskiej fraszki. Warszawska autorka zaprzęgła swój talent, dowcip, inteligencję i wszechogarniający kobiecy instynkt, po to by po raz kolejny czytelnik nie zapomniał
o gatunku, który w polskiej poezji reprezentował niezapomniany Jan Szatudynger.
Nie ma też wątpliwości, że z czasem rośnie odwaga i brawura poetki. Zwłaszcza odwaga w poruszaniu się bez jakiejkolwiek pruderii w obszarze erotyki. Pieprzne, bardzo pieprzne są te fraszki. I to pieprzne z niedostępnego dla męskiego świata punktu widzenia kobiety. Po lekturze kolejnego tomiku autorki zaczynamy się powoli domyślać nad czym chichoczą przyjaciółki po trzeciej lampce wina.
Z czasem w tle twórczości Marleny Wilbik pobrzmiewa coraz mocniej słyszalny nowy akcent: kobiecy smuteczek i zawód. „spoglądam na Jego fotografie, już tak kochać nie potrafię”, „O kochance: mimochodem, stała sie powodem”, „życie to chwila dla kobiety motyla” – pisze, poważniejąc na mgnienie Pani Wilbik.
Bezlitosne szarże poetki nie oszczędzają ani świata polityki: „Ja” przez wszystkie przypadki odmienia , bo to jego treść istnienia” ani świata w korpo w błyskotliwej, posępnej syntezie: „Lunch time”, „z szarej góry złażą szczury”.
Marlena Wilbik to bez wątpienia autorka wielkomiejska.
Na seks i świat uczuć patrzymy cały czas oczami współczesnej warszawianki, pozbawionej sztucznych zahamowań i wstydu, z uzasadnionym lekceważeniem traktującej nieciekawych, nudnych samców. Co więcej – odczuwającej uzasadnioną przewagę
nad mężczyznami.
Fraszki wymagają ogromnej literackiej kultury. Przede wszystkim po to, by nie przekroczyć delikatnej, niewidzialnej linii między dowcipem a wulgarnością, pikanterią i złym gustem. W trudnej sztuce balansowania na tej cienkiej linii Marlena Wilbik osiąga mistrzostwo.
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.